Gdy parę tygodni temu zamieściłem ogłoszenie w sieci o chęci odkupienia starych instrumentów muzycznych, nie sądziłem, że zostanę dosłownie zawalony ofertami.
Zgłasza się do mnie kilka osób dziennie: telefonicznie, SMSowo, mailowo. Czasem proponują "stare pianino", które się okazuje być "Legnicą" z lat 1980-ych. Czasem oferują "przedwojenne pianino", które owszem, pochodzi sprzed wojny, z tym że nie II Światowej, a Krymskiej. Albo, jak kto woli, Secesyjnej.
Czasem wybitny zabytek znajduje się pod bokiem, a czasem trzeba po niego jechać jakieś 350 km w jedną stronę. Jadę, jeżeli warto.
Czasem proponują mi zabrać pianino za darmo. Wszystkim ofiarodawcom serdecznie dziękuję. Czasem nazywają kosmiczne kwoty rzędu 5-10 tysięcy... Na moje argumenty, że po co miałbym kupować coś za 10000, skoro tydzień temu kupiłem prawie to samo za 450 zł, reagują oburzeniem. No to wystawiajcie sobie za tyle na allegro, wolnemu wola :) Cała naprzód! Pewnie ustawi się do was kolejka chętnych...
Czasem jestem zmuszony przerwać negocjacje, zanim zdążyły się rozpocząć. Myślibórz? Za daleko, nie opłaca się, olej napędowy tam i z powrotem będzie kosztował mnie 450-500 zł. Pianino firmy XXX za 500 zł? Świetnie, ale dziękuję, bo w zeszłym tygodniu miałem jedno takie za 200, a drugie - za darmo...
Mam tak duży wybór, jakiego się nie spodziewałem. Mogę przebierać i wybrzydzać, choć zawsze jest mi smutno. Dlaczego smutno? Bo kto wie, czy po tej mojej odmowie nie rozwalą pianina na strzępy, nie porąbią na opał, nie podpalą w celu nakręcenia filmiku na youtube, nie wywiozą do lasu... Każde pianino - to dzieło sztuki, to instrument z duszą, ukrywający w swoim ciele ogromne pokłady emocji. Żaden muzyk nie powinien pozostawać obojętny, jeżeli wie, że ktoś niszczy jakikolwiek instrument muzyczny. Tym większy niesmak czuję w stosunku do pani pianistki Katarzyny Musiał, która w celu promocji własnej strony internetowej nakręciła filmik, podpalając pianino... Czy wypada, by szpital położniczy reklamował się filmikiem z dokonywanej aborcji?
I tym nie mniej - zastanawiam się, czy tak ogromny napływ ofert sprzedaży pianin nie powinienem traktować z większą rezerwą. W końcu, właściciel ma swój problem - pianino - i chce się go pozbyć. Więc "zamawia" "ekipę", która przyjeżdża, sprząta mu pokój, pozbawia problemu, wywozi, i... jeszcze mu za to płaci! A przepraszam, co robi właściciel, gdy musi zutylizować starą lodówkę? Wywieźć ją i gdzieś oddać, czasem odpłatnie, albo wynająć ekipę i... słono zapłacić jej za pracę. Benzyna wliczona w cenę, rzecz jasna.
Więc może nie będziemy się oszukiwać? Przecież dla większości ludzi stare, niepotrzebne, rozstrojone pianino, którego od dziesięcioleci nikt nie używa, niczym się nie różni od starej, niesprawnej lodówki... Jednak w jednym przypadku mówimy o sprzedaży "cennego instrumentu", a w drugim - o utylizacji "starego grata".
Co tu jest bliższe prawdy?
Ktoś powie, że w przypadku starej lodówki to jej właściciel ma potrzebę, a w przypadku pianina - ja. I miałby nawet rację, gdyby nie to... że to do mnie napływają te niezliczone oferty, a nie ode mnie. Wiec co do tego, kto tu ma potrzebę, nie byłbym wcale taki pewien...
Rzecz jasna, nie każę sobie płacić za "wywóz", "transport" czy "utylizację". Ale, czcigodni Państwo, nie spodziewajcie się, że upchniecie mi swoje niepotrzebne pianino za cenie fabryczną albo "allegrową"! Chcecie - to wystawiajcie na allegro! I nie dziwcie się, jeżeli po jakieś Wasze pianino nie mam ochoty jechać. Nie muszę skupywać wszystkich pianin, a moje weekendy, kiedy mogę odbywać te wojaże, są rozpisane do maja. Pianin do sprzedania są setki, natomiast ja jestem jeden :)
Ostatecznie kupię tylko te instrumenty, które z jakichś względów mają dla mnie wartość. Tych kryteriów ujawniać nie muszę, to tajemnica handlowa :) Żądana kwota jest oczywiście dość istotnym kryterium, choć wcale nie jedynym, i nawet nie najważniejszym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz