1. Pianino ma "pedała".
Nie, pianino ma "pedały". Przeraża mnie polska "nowoczesna" słowotwórczość.
Zamiast "Pianina ma pedała" -- powinno być pianino ma pedały.
"To pedało" (ew. "to pedalo") -- ten pedał.
"Te dwa pedała" -- te dwa pedały.
"Pianino nie ma pedał" -- pianino nie ma pedałów.
2. Lewy pedał fortepianu nazywa się pedałem "piano", prawy - pedałem "forte".
Kiedyś tak było, lecz powyższe nazewnictwo odeszło w niebyt jeszcze na początku XIX wieku. Przedtem zdarzały się sporadyczne przypadki, kiedy kompozytorzy traktowali prawy pedał fortepianu jako "pedał forte" - pedał wzmacniający brzmienie. Faktycznie, uwolnienie wszystkich strun od tłumików i nałożenie się na siebie brzmienia kilku-kilkunastu-kilkudziesięciu strun wzmacnia fizycznie wolumen. Lecz istotą tego pedału nie jest wzmocnienie brzmienia fortepianu. Pedał ten jest używany w celu łączenia harmonicznego różnych dźwięków, osiągnięcia przestrzeni brzmieniowej i wrażenia, jakoby jednocześnie grała więcej, niż jedna osoba. W dobie dzisiejszej jakiekolwiek wzmocnienie brzmienia instrumentu osiąga się tylko i wyłącznie palcami pianisty, a nie za pomocą prawego pedału.
3. Moje wspaniale zdobione pianino pochodzi z XVIII wieku.
Żadne pianino nie może pochodzić z XVIII wieku, o czym pisałem już tutaj.
4. Pianino / fortepian najlepiej przechowywać w suchym i ciepłym klimacie.
"Suchy i ciepły klimat" w powszechnym rozumieniu oznacza, że pianino / fortepian stoi w pokoju obok kaloryfera. Jest to zabójcze miejsce dla instrumentu. Po kilku latach stania przy kaloryferze pianino jest całkowicie rozeschnięte, drewno często jest popękane, a rekonstrukcja będzie kosztowała więcej, niż zakup innego instrumentu.
Optymalna wilgotność dla stacjonowania fortepianu / pianina oscyluje w okolicach 48-52%. Przy kaloryferze, a nawet w dowolnie innym miejscu w pokoju, zwykle tej wilgoci jest o wiele mniej. Najprostszym rozwiązaniem jest umieszczenie pod fortepianem miski z wodą, zaś w środku pianina (na dole) - litrowego słoika (lub nawet kilku słoików) z wodą. Oczywiście, wodę należy regularnie uzupełniać, tak by mogła bez przeszkód parować. Innym, bardziej kosztownym rozwiązaniem jest kupno odpowiedniego nawilżacza powietrza. Dostępne na rynku nawilżacze różnią się zasięgiem działania (należy wybrać nawilżacz dostosowany wielkością do wymiarów pokoju, w którym stoi instrument) i pochłaniają ok. 8 litrów wody dziennie.
5. Skoro grający na tym czymś nazywają się "pianiści", instrument też powinno się nazywać "pianino".
W powszechnej świadomości utrwalona jest nazwa zbiorowa "pianino" (przykład - "koncert na pianino"), lecz jest ona błędna. Zbiorową formą jest właśnie "fortepian", zaś pianino jest jedynie jego podgatunkiem. Trudno powiedzieć, skąd wzięła się nazwa "pianista". Kiedyś w polszczyźnie bytowała bardziej pod tym względem poprawna nazwa "fortepianista", lecz dzisiaj jest ona przestarzała i nieużywana. Być może, źródło słowa "pianista" jest w tym, iż na początku popularności fortepianu instrument ten określano jako "Piano - Forte" lub "Pianoforte" (jak do dzisiaj jest we Włoszech). Stąd - z pierwszego członu nazwy - mogła powstać forma "pianist" (wg analogii "cembalo - cembalist", "harpsichord - harpsichordist", "organ - organist"). Dopiero mniej więcej od lat 1840-ych podwójna nazwa fortepianu zrosła się i w różnych językach ostatecznie uzyskała kształt "pianoforte" lub "fortepiano", zaś nazwa zawodu muzycznego - pianista - pozostała już niezmieniona.
Z całą natomiast pewnością określenie "pianista" nie pochodzi od nazwy "pianino", będącej włoskojęzycznym zdrobnieniem "cichego" członu nazwy fortepianu. Gdyby polska (i jednocześnie włoska) forma "pianista" miała mieć znaczenie "grający na pianinie", brzmiałaby "pianinista".
6. Wszystko jedno, na czym grać: na pianinie czy na fortepianie.
Nie do końca. Mechanika tych dwóch instrumentów znacznie się różni. Mechanika fortepianu jest znacznie bardziej doskonała i precyzyjna, niż pianina, a to dlatego, iż młotki mają chód "dół-góra-dół", co wymaga precyzyjnego ataku na klawisze i korzysta z zasad grawitacji przy ich powrocie na dół. W pianinie młotki w stanie spoczynku znajdują się w ukośnym pionie, zaś przy uderzeniu struny, do którego potrzeba znacznie mniejszego ataku, odchylają się do pozycji równie pionowej, lecz pod innym kątem. Te wszystkie różnice techniczne sprawiają, że pianista pod palcami ma całkiem inne wrażenie (odczucie), a co za tym idzie, ryzykuje niedostatecznie opanować perfekcję grania na fortepianie koncertowym. Jak powiadają słynni pianiści, "na pianinie nie da się przygotować do konkursu - do tego potrzebny jest fortepian". Tak jest: by móc wygrywać "Formułę 1", nie wystarczy umieć jeździć maluchem.
Chociaż dla kogoś, kto nie planuje opanować szczytów sztuki pianistycznej, rzeczywiście może być wszystko jedno, czy grać na pianinie, czy na fortepianie.
Weźmy również pod uwagę to, że na pianinie (za bardzo rzadkim wyjątkiem, gdy nie ma niczego innego) nie gra się koncertów i nie nagrywa się płyt. Jest to zatem instrument "zastępczy" wobec fortepianu. Ta jego podrzędność wyraża się również w tym, że najważniejszą funkcją historyczną pianina była i jest oszczędność miejsca, które zajmuje. Za tą oszczędnością idzie pogorszenie warunków akustycznych instrumentu: dla budowniczych pianina ważne jest, ile miejsca ono zajmuje, a nie to, czy ton najdłuższych, basowych strun jest nadal wystarczająco piękny. Chociaż są godne uwagi wyjątki w tym zakresie: pianina najlepszych firm mają głęboki, szlachetny dźwięk, porównywalny z brzmieniem fortepianów gabinetowych. Osobiście posiadam niezwykle wysokie pianino - o prawie niespotykanej wysokości 152 cm (najwyższe współczesne pianino ma 133 cm wysokości), a więc zostały zachowane wszystkie niezbędne proporcje dla akustyki, pomijane w innych pianinach. Nikt nie byłby w stanie odróżnić dźwięk tego pianina od normalnego, prawdziwego fortepianu. Mimo to, mechanika takiego pianina nadal różni się konstrukcyjnie od mechaniki fortepianu, na korzyść ostatniego oczywiście.
7. Im bardziej nowoczesną konstrukcję ma fortepian, tym lepiej.
Tak jest z punktu widzenia współczesnego pianisty, który musi grać wszystkich, od Bacha do Offenbacha, poprzez Chopina, Liszta, Rachmaninowa, Ravela itp. Lecz z punktu widzenia muzyka, który się troszczy o autentyzm swojej interpretacji, jest zupełnie inaczej: każda forma konstrukcji fortepianu determinuje wybór muzyki, którą na takim fortepianie należy wykonywać. Jednak niewątpliwą przewagą konstrukcji nowoczesnej nad historyczną jest to, że jest ona trwalsza. Z tego też powodu fortepiany o konstrukcji nowoczesnej (pełna żeliwna rama, krzyżowy układ strun, angielska mechanika z podwójną repetycją) kosztują nawet na wtórnym rynku znacznie drożej, niż te o konstrukcji historycznej.
8. Im bardziej fortepian zabytkowy, tym on cenniejszy.
Zasadniczo nie. W 95% jest to stary, zużyty, nadgryziony zębem czasu instrument o ograniczonej sprawności, często wręcz zupełnie niesprawny i zdezelowany, który nawet po wydaniu ogromnej kwoty na renowację (rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych!) nie osiągnie wyczynów sprinterskich, które są wymagane od instrumentów nowoczesnych. Na takim instrumencie nie da się odpowiednio przygotować do egzaminu lub konkursu. Natomiast jest on cenny jako pamiątka przeszłości, jako instrument z doby dawno umarłych twórców, którzy mogli na takim instrumencie grać. Pod warunkiem przeprowadzenia renowacji (jak już zaznaczałem, bardzo kosztownej), taki instrument może się stać przydatnym dla autentycznego, "klimatycznego" wykonania muzyki z jego epoki. W naszych czasach znaczenie autentyczności ciągle wzrasta. Lecz niestety nie przekłada się to na stopień zachowania historycznych instrumentów... i zainteresowania się nimi dzisiejszymi pianistami.
9. Klawisze z kości słoniowej czynią instrument cenniejszym.
Wcale nie. Tym bardziej, jeżeli kilka-kilkanaście-kilkadziesiąt okładzin odpadło i gdzieś się zawieruszyło. Co może być cennego w "szczerbatym" fortepianie? Dorobienie brakujących okładzin, dopasowanych wymiarowo i kolorystycznie do pozostałych oryginalnych, jest bardzo kłopotliwe i na pewno nie tanie. Poza tym, obecne restrykcje w obrocie kością słoniową sprawiają, że zamiast cennym szczegółem, stała się ona przykrym ciężarem.
10. Fortepiany i pianina polskiej produkcji - to szajs.
To typowo polskie zakompleksienie, które każe wstydzić się czegokolwiek, co powstało w Polsce. Moi drodzy, Wy, czytający to, z pewnością również powstaliście w Polsce...
Polska niegdyś słynęła z produkcji wspaniałych pianin i fortepianów. Instrumenty polskiej produkcji zdobywały medale i oznaczenia na światowych wystawach, wędrowały do różnych krajów, w tym do pałaców cesarskich i królewskich. Grali na nich najwięksi wirtuozi tego świata. Niestety, kres temu położyła nacjonalizacja pozostałych po ostatniej wojnie zakładów produkcyjnych, które ostatecznie nie wytrzymały wymagań rynkowych i upadły w latach 1990-ych... Tym nie mniej, nawet powojenna polska produkcja pianin i fortepianów może pochwalić się wieloma pięknymi instrumentami. Oczywiście, pod względem zróżnicowania form, modeli, konstrukcji, pod względem twórczej konkurencji okresy zaborów i XX-lecia międzywojennego nie miały sobie później równych, toteż należy docenić bogactwo przemysłu krajowego w jego wciąż jeszcze licznie pozostałych w prywatnych zbiorach przykładach.
11. Pianino ma "wiedeński ton".
Nie ma czegoś takiego, jak "ton wiedeński" czy "strój wiedeński". Wiedeński może być mechanizm, może być konstrukcja. Ton, czyli wysokość kamertonu, może być różny, ale trudno jest mi pojąć, co właściciele starych pianin mają na myśli, gdy tak opisują swoje pianina. Obawiam się, że oni tego też nie wiedzą.
Wcześniej fortepiany strojono niżej, niż teraz, lecz wcale nie tylko w Wiedniu. Zdarzało się, że a1 strojono na wysokości 435, 415, 409 lub nawet 395 Hz, zamiast dzisiejszego 440 lub 442 Hz. Idzie za tym to, że konstrukcja zabytkowych pianin lub fortepianów uwzględniała właśnie takowy niższy ton, i nie jest dostosowana konstrukcyjnie do współczesnego kamertonu. W takim wypadku, po nastrojeniu na dzisiejszą wysokość, instrument zwykle samoistnie obniża strój, który zatrzymuje się gdzieś w okolicach pierwotnego stroju tego instrumentu. Nie należy tego negować lub za wszelką cenę utrzymywać instrument w wyższym stroju, gdyż jego konstrukcja może się zdeformować (wyższy strój oznacza mocniejszy naciąg strun). Można jednorazowo strój podwyższyć - na koncert lub na nagranie - lecz na co dzień musi on być niższy.
12. Fortepian jest "wiedeński", gdyż jest bardzo stary.
Tak jest w 80% przypadków, lecz nie w stu. W naszej części Europy, na staropolskim rynku fortepianowym rzeczywiście dominowały instrumenty wiedeńskie (nie dosłownie "powstałe w Wiedniu", lecz o konstrukcji wiedeńskiej). Ale zdarzały się też dość liczne wyjątki, gdzie mamy do czynienia z fortepianami konstrukcji angielskiej. Definicja, że "wiedeńskie, bo stare" jest całkowicie błędna. Widuję czasami na allegro stare zniszczone fortepiany, określane przez właścicieli jako "wiedeńskie", jak najbardziej angielskiej konstrukcji.
13. Należy się wystrzegać kupna fortepianu z mechaniką wiedeńską.
I tak, i nie. Mechanika wiedeńska jest o wiele prostsza, niż angielska, i daje możliwość pojedynczej, a nie podwójnej repetycji - co za tym idzie, jest mniej precyzyjna. Lecz odwróćmy kota ogonem: a po co nam podwójna repetycja? Czy każdy z nas chce być Zimermanem? Czy każdy w swoim życiu będzie grał "Alboradę del Gracioso" Ravela, rzeczywiście wymagającą podwójnej repetycji? Zapewniam: utworów, wymagających precyzji współczesnego fortepianu o podwójnej repetycji jest zaledwie około 20% wśród wszystkich utworów muzyki fortepianowej. Przypomnę, że mechanikę wiedeńską produkowano w Europie kontynentalnej aż mniej więcej do I Wojny Światowej. A idzie za tym to, że muzykę zdecydowanej większości kompozytorów - od Beethovena, poprzez Schuberta, Chopina, Schumanna, Mendelssohna, Liszta, Brahmsa, a kończąc na rówieśnikach Mahlera - da się zagrać na fortepianie o konstrukcji wiedeńskiej! Ci kompozytorzy tworzyli i koncertowali, mając w większości przypadków właśnie wiedeńskie fortepiany do dyspozycji. Dopiero wykonanie muzyki współczesnej, i może również nieco wcześniejszej rosyjskiej (Rachmaninow, Czajkowski, Prokofiew... - w Rosji już w II połowie XIX wieku budowano przeważnie fortepiany "angielskie") może, lecz nie musi wymagać podwójnej repetycji.
14. Cudowne utwory na fortepian komponował Jan Sebastian Bach.
Bach nie skomponował na fortepian ani jednego utworu. W latach 1730-ych Bach zapoznał się z jednym z fortepianów konstrukcji Silbermanna, lecz poddał ten instrument druzgocącej krytyce. Po raz drugi i ostatni w życiu Bach zetknął się z nowszym fortepianem tegoż budowniczego u kresu swoich dni, bo w roku 1747. Ponoć wówczas fortepian uzyskał przychylną ocenę kompozytora. Lecz niczego na nowy wówczas instrument Bach skomponować nie zechciał.
A nawet gdyby i skomponował, to należy pamiętać, że brzmieniowo i stylistycznie ówczesny fortepian był znacznie bliższy klawesynowi, niż fortepianowi dzisiejszemu, który wszyscy znamy. Więc nawet gdyby Bach spełnił marzenie co niektórych zagorzałych pianistów, nie dałoby się w żaden sposób powiązać go ze współczesnym "Steinwayem" lub innym "Kawai".
15. Nawet jeżeli Bach nie komponował utworów na fortepian, on marzył o tym, że kiedyś zostanie skonstruowany tak doskonały instrument, jakim jest nasz współczesny fortepian.
Tak twierdzić - oznacza dać wolę swojej pysze. Bach był rozsądnym, mocno obsadzonym w ówczesne realia człowiekiem. Marzyć o tym, że "Bach marzył", oczywiście można, ale nie należy przypisywać Bachowi swoich własnych intencji. Wcale nie można być pewnym, że, gdyby Bach nagle zobaczył na żywe oczy ogromną, czarną, polakierowaną na błysk trzymetrową trumnę, to by zapiał z zachwytu. Myślę, że Bach miałby sporo do zarzucenia współczesnemu fortepianowi, który, eksponując pewne walory brzmieniowo-techniczne, stracił te pozostałe, ważne i istotne w instrumentach epoki Bacha, ważne i istotne z pewnością dla samego Bacha.
Tak samo wcale niekoniecznie Bach wpadłby w zachwyt dosiadając monstrualnie duże współczesne ("nowoczesne"!) organy, ale to już zupełnie inna, znacznie dłuższa historia.
Bach nie dał poznać po sobie, jakoby było mu "za ciasno" w granicach dostępnego mu instrumentarium. Jego utwory doskonale sprawdzają się na dostępnych mu instrumentach.
Niestety, "marzenia Bacha o Steinwayu" - to dzieło osób z kręgu romantyzującego komunizmu (źródłem z XIX-wiecznych Niemiec i Austro-Węgrów), widzącego we wszystkim "progres" techniczny. To "romantyczne" przeświadczenie każe nam wierzyć, że oto mamy "najdoskonalszy na świecie" instrument, którego wszyscy nasi muzyczni poprzednicy powinni nam zazdrościć. To próba narzucenia swoich ideałów wszystkim, i jednoczesna próba wyklęcia wszystkich tych, kto nie podziela zachwytu nad "naszymi" ideałami. Nieprzypadkowo Wandę Landowską - pierwszą osobę, która po stuletniej przerwie z trudem, z bojem wprowadzała klawesyn na estradę - nazywano szarlatanką, która "gra na prahistorycznym pudle tylko dlatego, że nie jest w stanie dobrze zagrać na nowoczesnym fortepianie", zaś "jej kunsztu poprzez to nie da się zweryfikować".
Jednak, jak wiemy, przyszłość była właśnie za Landowską, a nie za Paderewskim, jednym z najzacieklejszych jej adwersarzy...
16. Ktoś sprzedaje pianino "w pełni nastrojone".
... i uważa, że podnosi to znacząco cenę tego pianina. Zapomina tylko o jednym: w czasie transportu, załadunku, rozładunku, przenoszenia po schodach, zmiany klimatycznej, pianino z całą pewnością się rozstroi, jakbykolwiek ostrożnie i delikatnie ni było transportowane. Sama zmiana otoczenia, stała zmiana temperatury lub wilgotności sprawi, że pianino się rozstroi. Zatem pianino musi być strojone dopiero po przewiezieniu, a nie przed.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz